Z historii Jezusa może dla nas wszystkich płynąć
optymistyczna, choć niekanoniczna nauka.
Westchnienie Jezusa na krzyżu („ Boże, boże, czemuś mnie opuścił) świadczy o
tym, że umierał w poczuciu tego, że jego życie jego skończyło się
niepowodzeniem.
Tymczasem okazał się potem założycielem jednej z głównych
religii z miliardami zwolenników, czego na krzyżu nie mógł przewidzieć, no
chyba że naprawdę był bogiem. Nigdy nie możemy wiedzieć, aż do samego końca, czy
nasze życie okaże się sukcesem czy klęską. Może tego nawet nigdy nie będziemy
wiedzieli do końca życia, tak jak Jezus tego nie wiedział. Dlatego uśmiechnijmy
się i bądźmy pogodni. Z tą myślą zostawiam Was na święta.
Marco
[A kto chce czytać, niech czyta dalej]
„Boże, Boże, czemuś mnie opuścił”. Religia upada, ale w
historyczność Jezusa, syna cieśli z Nazaretu, chcemy wierzyć. A jeżeli Jezus
istniał, to raczej na pewno wypowiedział te słowa. Trudno sobie bowiem
wyobrazić, by ewangeliści, którym tak zależało na podkreśleniu jego boskości,
wymyślili to westchnienie, jak najbardziej świadczące o jego człowieczeństwie.
Jest to zresztą jedno z kryteriów autentyczności wypowiedzi Jezusa – kryterium
zgorszenia. Jeśli coś nie pasuje do z góry założonej koncepcji autora, to raczej
na pewno autentyczne, bo inaczej trudno wyjaśnić obecność danego zdania w
dokumencie. Tak samo z zaparciem się św. Piotra.
Kiedyś usłyszałem wypowiedź „Jezus umarł na krzyżu nie
wiedząc, że był Synem Bożym”. Sheehan, amerykański biblioznawca (o którym mam
niestety tylko wiedzę podkastową) twierdzi,
że Jezus nigdy nie głosił, że jest mesjaszem, Synem Bożym, swoje
królestwo miał budować na ziemi, w sercach ludzkich, a nie w niebie. Nigdy też
nie zmartwychwstał, choć umarł na krzyżu.
Taka była wiedza o Jezusie przekazywana przez pierwszych
chrześcijan, nawet w listach św. Pawła, dopiero w ewangeliach Jezus staje się
Chrystusem, ale ewangelie powstały kilkadziesiąt lat po jego śmierci.
Ponieważ zbliżają się urodziny Jezusa, pamiętajmy więc o
nim, ale o takim, jakim był naprawę. Człowiekiem, który cierpiał na krzyżu, w
przekonaniu, że jego życie się kończy, że jego idea nie zwyciężyła, i nie
zwycięży, bo jej prorok właśnie ginie śmiercią, którą Żydzi uważali za bardzo
hańbiącą. Któremu w chwili śmierci towarzyszyli tylko przestępcy, bo uczniowie
uciekli. Cierpienie, przerażenie, poczucie bezsensu. Na pewno nie wiedział, że
jego śmierć jest początkiem powstawania
religii chrześcijańskiej, wielu kościołów, a on sam stanie się równie sławny jak
John Lennon, a może nawet bardziej.
Pamiętajmy o Jezusie-człowieku, tym bardziej że jednak nie
możemy mieć do końca pewności, czy nie przyjdzie do nas po raz drugi.
No comments:
Post a Comment