Dla mnie największym
cudem jest istnienie języka ludzkiego. Zapewne nigdy się nie dowiemy, w jaki sposób
język wyewoluował z czegoś prostszego, bo przecież w kreacjonizm mało kto już
wierzy. Jak mówili ludzie pierwotni? Jeśli ich język był prymitywny a ontologia
języka skończona, to w jaki sposób wkradło się do języka pojęcie nieskończoności
a potem jeszcze nieprzeliczalnej nieskończoności. W dzisiejszych czasach nawet
w dżungli amazońskiej mówią skomplikowanym językiem.
Tu trzeba wyjaśnić, że
tak jak biologia cały czas zajmuje się historią powstawania gatunków, to
językoznawstwo w ogóle genezą języka się nie interesuje. Brak po temu
jakichkolwiek danych, odkąd wyginęli neandertalczycy i jest tylko jeden gatunek
ludzki mówiący językiem. Ewolucja zbudowała biologię jako naukę, natomiast
pytanie o powstanie języka jeszcze w dziewiętnastym wieku jakieś ważne gremium
językoznawcze uznało za nienaukowe.
Język jest dla mnie tym
zegarkiem, który znajduje się na plaży i ma to być dowodem, że plażę
zamieszkiwały istoty inteligentne i że zegarek w jakiś sposób nie wyewoluował.
Dla Hume’a cudem
było coś, co nie da się wyjaśnić przez naturę/naukę. Cud jest "naruszeniem
prawa natury przez konkretny przypadek woli bożej lub interwencję jakiegoś
niewidocznego podmiotu." Ale czy zawsze tak rozumiemy cud?
Rozstąpienie się wód
Morza Czerwonego jest niewątpliwie wielkim cudem. Próbowano to wyjaśnić
naukowo. Postulowano teorię, że w czasie ucieczki Izraelitów z Egiptu miał
miejsce wielki wybuch wulkanu na greckiej wyspie Santorini, który wywołał coś w
rodzaju tsunami. Ale z pewnego punktu widzenia wyjaśnienia naukowe nie są
potrzebne, ponieważ w Talmudzie powiedziano, że równym cudem jak rozdzielenie
się wód Morza Czerwone jest wsparcie rodziny dla kogoś, kto ma kłopoty. Cud, o
którym pisze Talmud, wydaje się raz z nauką sprzeczny, a raz przez nią z
łatwością wyjaśniany. Biologowie uważają, że bez trudu mogą sobie poradzić ze
zjawiskiem altruizmu (Nawet matematycznie - ktoś wyliczył to tak: “ Czy
oddałbym życie za brata – nie. Ale oddałbym moje życie za dwóch braci lub ośmiu
kuzynów).
Dla Augustyna cud
też nie musi być niczym nadprzyrodzonym. Wszystko, co istnieje, co jest
stworzone, jest cudowne. Więc nie ma fundamentalnego rozróżnienia między cudem
a nie-cudem. „Cuda nie są przeciwne naturze, a tylko temu, co wiemy o naturze”.
Wszystko w świecie jest cudowne.
W dzisiejszych czasach
najwięcej o cudach mówią nie biskupi i papieże, tylko naukowcy. Weźmy Dawkinsa.
Jego teza brzmi: Prawdziwym cudem jest to, że życie istnieje. Skądinąd bliższe
jest to Augustynowi niż Hume’owi.
Dawkins ma rację. Nie
należy traktować życia jako czegoś oczywistego. To, że jeden plemnik odnajdzie
konkretne jajko oznacza, że każda jednostka jest czymś szczególnym przez sam
fakt bycia żywym. Istotą życia jest jego statystyczne nieprawdopodobieństwo na
kolosalną skalę. To Live at All Is Miracle Enough. Życie samo
w sobie jest dostatecznym cudem. Te i podobne cytaty i parafrazy Dawkinsa łatwo
znaleźć w internecie. Tytuły jego książek takie poetyckie, prorockie niemal.
Stylistyka Dawkinsa jest prawie religijna: cuda, cuda, cuda. Ale to
nie tylko problem stylistyki, i nie tylko Dawkinsa. Bo skoro życie jest tak
nieprawdopodobnym przypadkiem, tak mało prawdopodobnym zdarzeniem, to czy
może być wyjaśnione przez naukę? Dokładniej chodzi mi o powstanie życia na
ziemi, które było zdarzeniem jednostkowym (podobno wszyscy się wywodzimy od
jednej komórki), nigdy nie zreplikowanym (chyba że gdzieś jeszcze daleko w
kosmosie), a teraz jeszcze słyszymy, że mało prawdopodobnym. Uczono mnie, że
nauka wyjaśnia zdarzenia układając pewne prawidłowości,
prawa naukowe. Co do zdarzeń mało prawdopodobnych, rzadkich, przypadków, to
w najlepszym razie nauka opisze, jak było i tyle. Opisać to
nie znaczny wyjaśnić (chociażby w sensie podciągnięcia pod
jakieś prawo nauki). Z drugiej strony, zdarzenie mało prawdopodobne
wyjaśnione przez naukę przestałoby być mało prawdopodobne tylko (na gruncie
praw nauki i warunków początkowych) wręcz konieczne, a co najmniej bardzo
prawdopodobne. Ponieważ mam z tym wszystkim problem, aż korciłoby
mnie do zastosowania wyjaśnienia teologicznego (bo jeśli Bóg stworzył
świat, życie i jego ewolucję, to owo bardzo mało
prawdopodobne zdarzenie staje się wytłumaczalne). Tylko, że Bóg sam w
sobie zawsze będzie problemem. Powiedzmy, że jego istnienie byłoby autentycznym
cudem.
No comments:
Post a Comment