Ponieważ cały czas
zbliżają się zaduszki, otworzyłem szuflady z moimi starymi spekulacjami. Te
spekulacje mnie samemu naiwnymi się zdają. Więc musiałem coś dopisać. Więc
dopisuję.
Parę dni temu napisałem,
że skoro ja w internecie zostawiam wiele śladów, to być może (stojąc na gruncie
materialistycznej teorii człowieka) po wielu latach, gdy nauka będzie na wyższym
poziomie niż teraz, uda się będzie na nowo powołać mnie do życia. Przecież –
chociaż nie jestem sławny – informacji o moim życiu nie będzie mało. W sumie
więcej o mnie wiadomo niż o Mieszku Pierwszym, jak mówi mój młody kolega –
Polak z Anglii uczący się w tamtejszej szkole - Pierwszym Mieszkańcu Polski. Choć
na dobrą sprawę Mieszka I też nie udało się dotąd wskrzesić.
To, co napiszę składać
się będzie z dwóch części
1)
Streszczenia
odcinka serialu Black Mirror, gdzie zilustrowana została koncepcja podobna do
mojej, o której pisałem poprzednio,
2)
Trochę takich
wariacji na temat „nic w internecie nie ginie”. Wszyscy to hasło powtarzają,
ale co właściwie ono dla was znaczy.
Ad 1) Odcinek
nazywa się „Be Right Back”. Marta
miała chłopaka, który jak wielu moich kolegów był bez przerwy podłączony do FB.
Prowadził na przykład samochód równocześnie
odpowiadając na posty. Nie jesteśmy
zaskoczeni, że Ash (tak się nazywał) ginie w wypadku samochodowym. Marta jest
zrozpaczona, ale wkrótce dowiaduje się o usłudze internetowej, pozwalającej jej
rozmawiać ze zmarłym ukochanym. Usługa powołuje do
życia cyfrowy awatar Asha. Awatar
jest tworzony na podstawie analizy (harwestingu) postów i komentarzy w
dyskusjach, które Ash zamieścił.
Wkrótce firma komputerowa
mówi Marcie, że stworzyła nową aplikację. Jest ona jeszcze niedoskonała, mają
ją w wersji beta. Marta może zostać jednym z testerów. Marta po pewnym wahaniu
się zgadza. Wkrótce do domu przychodzi paczka, a w niej Ash jak żywy. Odtworzony
za pomocą śladów, które zostawił za życia.
Dowiedziałem się przed
chwilą, że to już nie tylko film, ale rzeczywistość. Powstała aplikacja, którą stworzyli
(jak wszystko inne) Rosjanie.
Cytat z pewnego blogu (źródłem
jest załącznik).
“On November 28 2015, a 34-year-old man
called Roman Mazurenko was hit by a speeding Jeep in central Moscow. He was
rushed to the nearest hospital but died of his injuries. His best friend
Eugenia Kuyda arrived just before he passed, just missing the chance to speak
with him one last time.
She spent the next three months collecting
text messages that Mazurenko’s friends had stored on their phones and handed
them over to the engineers at her software company Luka. After some computer
wizardry, involving algorithms and artificial intelligence, Kuyda’s engineers
had developed an app that would let her speak to Mazurenko once again. It sounds
like an eerie science fiction story and that’s because it originally was…”
Ostatnie zdanie
oczywiście rozumiemy. Życie dogoniło serial. Mazurenko to Ash a Eugenia Kuyda
to Marta z serialu Netflixa.
Ponieważ w necie nic nie ginie,
więc może da się nas kiedyś wskrzesić. Postęp naukowy jest nieograniczony, a starożytni
Grecy nie mogli sobie wyobrazić telefonu, telewizji czy komputera.
Ad 2) Tylko co to znaczy:
nic w internecie nie ginie? Czy jest to dla was tylko hasło, czy coś z czym
mieliście osobiste doświadczenia? Jest tu paru celebrytów, którzy napisali o
jedno zdanie za dużo. Ja mam doświadczenie trochę inne. Moje doświadczenie jest
takie.
W dzisiejszych czasach,
żeby prowadzić blog trzeba być wybitnym intelektualistą, jak Jan Hartman czy Zbigniew
Hołdys, subtelnym literatem jak Maria Nurowska, Manuela Gretkowska, poetą o
dużej nośności lirycznej jak Jan Kapela. Kiedyś było inaczej. Kiedyś wszyscy pisaliśmy blogi, jak ludzie dziewiętnastowieczni
pamiętniki. A potem, gdzieś koło 2014 roku, nagle przestaliśmy, i przeszliśmy
do FB.
Był taki moment, że
zrobiłem się wściekły na fejsbukowe hejty i postanowiłem wrócić do blogowania.
I co się okazało. Mój blog już NIE ISTNIEJE. Gdy anonimowi blogerzy przeszli do
FB, agora zlikwidowała PROJEKT BLOG jako nierentowany. I skasowała wszystko.
Nie ma więc żadnej mowy,
o tym, że nic w internecie nie ginie. Przyjdzie WŁAŚCICIEL INTERNETU i wszystko
skasuje. Ot tak. Bo jego. Bo się już nie opłaca. Ja nigdy nie miałem ambicji
literackich. Fotograficznych też nie mam. A mimo to trzymam sobie stare zdjęcia.
Na pamiątkę.
Parę moich dawnych wpisów
ocalało w kopii, więc zacząłem je tu wrzucać. Kiedyś gdy to robiłem, podszedł
do mnie mój syn i zobaczył, że się martwię. I powiedział mi, że jest taka
aplikacja, która się nazywa WAY BACK MACHINE, która pozwala odzyskać pliki w
necie nawet, gdy zostały już skasowane. Zadziałało. Odzyskałem prawie wszystko.
Długi wpis, który tu wrzuciłem w tym tygodniu, odzyskałem właśnie w ten sposób.
Rękopisy nie płoną.
Kiedy słyszę hasło „Nic w
sieci nie ginie”, to myślę właśnie o tej sytuacji. Wprawdzie całą naszą WŁAŚCICIEL
INTERNETU MOŻE skasować od tak sobie. Ale to nie znaczy, że zrobi to skutecznie
Non omnis moriar.
https://i-d.vice.com/en_uk/article/nepbdg/black-mirror-artificial-intelligence-roman-mazurenko
No comments:
Post a Comment