Monday 13 April 2020

ZAPOMNIANE ŚWIĘTO UNIJNE Ze starego blogu filozoficznego (2011-09-22) Pierwsza wojna światowa miała trwać krótko. Może dlatego sporo intelektualistów ją poparło. Ale oto zbliża się gwiazdka, a końca wojny nie widać. Przez cały front zachodni ciągną się podwójne okopy, z których żołnierze zmuszani przez dowódców raz po raz przeprowadzają samobójcze ataki. Te w ogóle nie zmieniają linii frontu. Nadciągają deszcze, a z nimi błoto, potem lód i błoto, a po okopach, w których ludzie żyją bez przerwy, cały czas hasają szczury (karmiące się nie tylko ludzkim pożywieniem, ale również ludzką padliną). W tych okolicznościach nastąpiło wydarzenie, które powinno być świętem państwowym w całej Unii. Brytyjski żołnierze przerwali walkę i zajęli się jedzeniem. W odpowiedzi na to przerwali walkę Niemcy i też zaczęli robić to samo. Potem zaczęła się kanonada, ale rano ta sytuacja się powtórzyła. Śniadanie Niemców i Anglików zawsze o tej samej porze, a potem znowu walka. I tak przez parę dni. Strony doszły do wniosku, że jeśli jedna nie przerwie drugiej, to i druga to uszanuje. Snajperzy strzelali do drzew, żeby pokazać, że jak będą chcieli, to potrafią dokładnie wcelować. Ale mimo, że trwała wojna, na froncie panowała coraz większa cisza. Tak było w listopadzie, bo w grudniu Niemcy wystawili choinki i zaczęli śpiewać: „O Tannenbaum” i „Stille Nacht”. Wtedy ośmieleni żołnierze zaczęli ze sobą rozmawiać. „Nie chcemy strzelać”. A następnie wychodzili ze stojących naprzeciw siebie okopów i podawali sobie ręce. Przez wiele lat mnóstwo ludzi myślało, że cała historia została wyssana z palca. Ale są listy żołnierzy, więc nie ma co do niej najmniejszych wątpliwości. Innego jeszcze dnia mnóstwo żołnierzy złożyło broń, wyszło z okopów na ziemię niczyją i zaczęło się bratać. Żołnierze zaczęli palić wspólne ogniska, gotować, wymieniać prezenty, pić piwo, palić papierosy, przeprowadzać transakcje handlowe, pomagać sobie nawzajem, grzebać zmarłych. W niektórych miejscach na froncie zachodnim okres ten trwał cały tydzień. No i symbolem tego zawieszenia broni był mecz piłkarski między przeciwnikami, którzy normalnie mieli walczyć na śmierć i życie. A teraz towarzyski mecz piłkarski. Przy pewnej modyfikacji reguł wojny można by ją już wtedy rozstrzygnąć. Może serią rzutów karnych w systemie „sudden death”. Ale generałowie obu armii musieli na to zareagować i to zareagować solidarnie. „Nie wysłaliśmy was na front, byście się bratali, tylko mordowali siebie nawzajem.” Generałowie kazali mordować przeciwnika. Ale snajperzy dalej strzelali do drzew. Wtedy generałowie kazali żołnierzom wrócić z martwym przeciwnikiem („przynieście mi skalp”). Wymagało to zdradzieckiego ataku. Odpowiedzią na zdradziecki atak może być tylko zdrada. Więc skończyło się braterstwo broni, a wznowiona została rzeź, która miała trwać jeszcze wiele lat. Ja o nieformalnym zawieszeniu broni na Boże Narodzenie 1914 roku długo nie wiedziałem. Nie mówiono mi o tym w szkole, mimo że kalendarz był wówczas wypełniony różnymi obchodami: albo rozpoczęcia wojny, albo zakończenia wojny, albo nieudanego powstania, albo zwycięskiej rewolucji. Zdarzenia tego nie kultywuje się też w zjednoczonej Europie. Jest zrozumiałe, że państwa (nawet tak pokojowe jak EU 27) nie znoszą anarchii, nawet w słusznej sprawie. Z tego samego powodu http://www.bbc.co.uk/history/british/britain_wwone/shot_at_dawn_01.shtml#four"> nie zrehabilitowano rozstrzeliwanych w czasie pierwszej wojny światowej dezerterów. Chociaż niektórych z nich rozstrzeliwano tylko z tego powodu, that „they let their mates down”. Ale piszę o tym również, bo nieformalnym zawieszeniem broni zainteresowali się również matematycy. Ci sami, którzy równowagę nuklearną w połowie ubiegłego wieku interpretowali w kategoriach dylematu więźnia. Robert Axelrod starał się opisać strategię stosowaną przez żołnierzy w formie maksymy „tit for tat” (wet za wet), która mówi dwie rzeczy: Bądź najpierw miły. Powtarzaj to, co zrobi wróg (jeśli wróg będzie agresywny, ty też bądź agresywny - ale tylko raz). Ale czy jest to dobra strategia? Jedna z wersji przerwania zawieszenia broni wyglądała następująco. Angielska orkiestra zaczęła grać starą niemiecką pieśń „Wachta nad Renem”. Zainteresowani żołnierze niemieccy wyjrzeli z okopu. I zostali skoszeni ogniem karabinowym. Rozpoczęła się wzajemna wściekła rzeź i pierwszego dnia zginęło od razu 50 tys. ludzi. Może więc drugiej zasady „tit for tat” nie warto stosować w całej rozciągłości i zamiast tego sformułować jakąś zmodyfikowaną zasadę „tit for tat”. Na szczęście nikt tego nie sprawdził, może już nie sprawdzi, ale wydaje się też, że „tit for tat” nie jest dobrą zasadą również w sytuacji równowagi nuklearnej. Jakoś nie wierzę, że jeśli ktoś zrzuci bombę jądrową, to należałoby zrobić to samo. Może wybrać "czeskie rozwiązanie" i od razu się poddać. Tylko nie wolno tego głośno mówić, bo jak wróg się dowie ...... Duża część tych rozważań opiera się na programie „The Good Show” – będącym odcinkiem rewelacyjnego programu „Radiolab” amerykańskiego radia NBC.

Sunday 5 April 2020

Postać Ghandiego zawsze mnie fascynuje. Chyba sześć lat temu to napisałem w związku z biografią Gandhiego napisaną przez Jada Adamsa, której pełny tekst załączam Parę lat temu (2007) przebywając w Indiach Lech Wałęsa określił się jako uczeń Gandhiego. Pewno słusznie. Gandhi głosił walkę bez gwałtu. Wałęsa miał w swoim otoczeniu ludzi, którzy głosili hasła samoograniczającej się rewolucji. No i Solidarność nigdy zbrojnie przeciwko Rosjanom nie wystąpiła. Nie mogło być o tym mowy. Różnica polega jednak na tym, że Gandhi wszędzie cieszy się wielkim mirem. Noblista Wałęsa mimo swoich historycznych zasług nie jest zbyt poważnie traktowany nawet w Polsce. Zdecydowanie niesłusznie. Inteligencja ma do niego pretensje, że mówi głupoty (ostatnio o homoseksualistach). Ale dla mnie ważniejsze jest to, że ruch, któremu przewodził, dokonał w Polsce ustrojowej przemiany bez rozlewu krwi. A po drodze była komunistyczna dyktatura, problem relacji z Wielkim Bratem, stan wojenny, konieczność opanowania postkomunistycznego chaosu, społecznego i ekonomicznego. Nie musiało być to takie proste, bo polska tradycja sugerowałaby powstanie narodowe. Ale Wałęsą był ludowym przywódcą bezkrwawej rewolucji. A Gandhi nie. Przy podziale Indii w 1947 roku zginęło wiele milionów ludzi. Na pewno Wałęsa działał w lepszych warunkach, bo Polska jest krajem jednolitym etnicznie. Ale niektórzy sugerują, że Gandhi popełnił określone błędy. Bo Gandhi nie był taki, jak się go potocznie przedstawia (na przykład w filmie Attenbourough). Asceta, który pod koniec życia sypiał z młodymi dziewczynami, w tym cioteczną wnuczką (co szczegółowo opisuje nowa książka). Samotny prorok, który podróżował po Indiach ze świtą przyjaciół i współwyznawców. Rewolucjonista, który proponował Indiom dość zacofany model ekonomiczny, którego symbolem był kołowrotek a największą wartością praca fizyczna, zwłaszcza na roli. (Nawet socjalista Nehru z tym polemizował). Przeciwnik nacjonalizmu i pacyfista, który jednak nie pozyskał zaufania indyjskich muzułmanów (największej mniejszości religijnej – wówczas 92 miliony ludzi) uważających go za hinduistycznego suprematystę. Zresztą jak mógł pozyskać ich zaufanie, jeśli w czasie mityngów w ich wioskach pojawiał się półnago, za prowadzony pod ramię przez dwie młode kobiety!!! W sprawie podziału Indii, który spowodował śmierć kilku milionów ludzi, wygląda na to, że Gandhi i Nehru najpierw zbyt dogmatycznie trzymali się zasady pełnej jedności Indii i odrzucali propozycje jakiejś federacji, a potem (gdy nie można już było inaczej) nagle zmienili zdanie i zaakceptowali propozycję podziału. Podział doprowadził do czystek etnicznych. Niektórzy mordowali z czystej nienawiści, a inni by poprawiać statystyki narodowościowe tuż przed wytyczeniem ostatecznej granicy przez angielskiego prawnika. Byli uczestnicy wydarzeń, także Anglicy, którzy sugerowali pewien dogmatyzm Gandhiego. Negocjator angielski Wavell opisuje spotkanie w 1946 roku, w którym Gandhi nie chciał zaakceptować propozycji federacji Indii, w ramach której poszczególne regiony mogłyby wybrać swoje konstytucje i sposób rządzenia. Podobno miał wtedy krzyknąć: „If India wants her bloodbath, she shall have it”. Nawet jeden z jego zwolenników miał powiedzieć, że czasami wydawało mu się, że “Gandhi did not care whether two or three million people died and would rather that they should than that he should compromise”. ( moje wydanie str. 251, ale można znaleźć searchem w załączonym tekście) Ostra opinia, która przecież dotyczy klasyka walki bez gwałtu. Można się jednak zapytać, czy proponowana przez Anglików federacja byłaby trwała, czy nie doprowadziłaby do bałkanizacji Indii i do ich rozpadu. Być jednak wówczas procesy państwowotwórcze rozciągnęłyby się na dłużej i byłyby mniej gwałtowne. Wygląda na to, że państwa nie powinny być tworzone w dwa miesiące.https://archive.org/…/Ga…/Gandhi%20Naked%20Ambition_djvu.txt
Z cyklu facebook wspomnień moja reakcja (chyba jedna z pierwszych moich reakcji) na tłumaczenia automatyczne i ich implikacje dla rozważań o sztucznej inteligencji. Z dawnego blogu filozoficznego – 6 kwietnia 2011. Piszę datę, jak zwykle, bo te rozważania dzisiaj brzmią naiwnie. Trochę jak dawni filozofowie analityczni spróbujmy porównać dwa dialogi A: Can you cycle 100 km in a day? B: I don’t know. I’ve never tried A: Can you speak Hindi? B: I don’t know. I’ve never tried Pierwszy z nich wydaje się mieć sens drugi nie. Nauczenie się języka obcego wymaga tyle wysiłku, że przeważnie wiemy, czy znamy hindi czy nie. Okazuje się jednak, że mogą w nas tkwić zupełnie ukryte umiejętności lingwistyczne. Ja ostatnio piszę e-maile w języku hindi, czego nigdy bym się nie spodziewał. Zacznijmy od tego, że wybieram się do Indii. Tak dla zabawy zacząłem tłumaczyć e-maile do tamtejszych znajomych za pomocą Google Translator i nie wychodziło najgorzej. Napisałem: I am going to India. Meet me at the airport. मैं भारत के लिए जा रहा हूँ. मुझे हवाई अड्डे पर मिलो. (Tak naprawdę wiadomość była inna i bardziej skomplikowana, ale prywatnych e-maili nie będę tu cytował). Adresat odpisał i skomentował tłumaczenie (tej bardziej skomplikowanej wypowiedzi): The words are almost all right! The ordering in the sentence is I guess not so easy! Chciałem sprawdzić, czy rzeczywiście poszło mi tak dobrze. Przetłumaczyłem z hindi tym razem na polski (bo ten pierwszy oryginał jest po angielsku Idę do Indii. Spotkaj mnie na lotnisku. A zatem tłumaczenie jest doskonałe. Po tym sukcesie warto się zastanowić, czy Google Translator wnosi coś do rozważań nad sztuczną inteligencją. Chyba tak, bo bierze się za tłumaczenie, które uchodzi coś, z czym maszyna nie może sobie poradzić (w przeciwieństwie na przykład do sprawdzania pisowni. Swoją drogą ludzie od Google’a mieli niezły pomysł. Zamiast bawić się w kodowanie struktur syntaktycznych, olali całkowicie gramatykę, i oparli się na analizie statystycznej, przy czym szczegóły są mi osobiście nieznane. Więcej na ten temat tu http://en.wikipedia.org/wiki/Google_Translate. Dla niektórych języków automat tłumaczy całkiem nieźle, co pokaże najlepiej przytoczony poniżej tłumaczenie z angielskiego na temat chińskiego pokoju Searle’a. Bo taka wymiana e-maili, tłumaczonych mechanicznie trochę mi przypomina słynny eksperyment myślowy, który zaowocował tyloma artykułami naukowymi. Najpierw oryginalny tekst na temat chińskiego pokoju Searle’a z następującej strony http://philosophy.uwaterloo.ca/MindDict/chineseroom.html Suppose that, many years from now, we have constructed a computer which behaves as if it understands Chinese. In other words, the computer takes Chinese symbols as input, consults a large look-up table (as all computers can be described as doing), and then produces other Chinese symbols as output. Suppose that this computer performs this task so convincingly that it easily passes the Turing Test. In other words, it convinces a human Chinese speaker that it is a Chinese speaker. All the questions the human asks are responded to appropriately, such that the Chinese speaker is convinced that he or she is talking to another Chinese speaker. The conclusion proponents of strong AI would like to draw is that the computer understands Chinese, just as the person does. A następnie przekład na polski absolutnie bez żadnych poprawek Załóżmy, że wiele lat, skonstruowaliśmy komputer, który zachowuje się jakby rozumiał język chiński. Innymi słowy, komputer bierze chińskie symbole wejściowe, konsultuje się z dużym Look-Up Table (jak wszystkie komputery można określić jako sposób), a następnie tworzy inne chińskie symbole jako wyjście. Załóżmy, że ten komputer wykonuje to zadanie w sposób tak przekonujący, że łatwo przechodzi test Turinga. Innymi słowy, przekonuje Chińczyka, że jest Chińczykiem. Wszystkie pytania, które człowiek zadaje, udziela właściwych odpowiedzi, tak, że Chińczyk jest przekonany, że on lub ona rozmawia z innym Chińczykiem. Zwolennicy mocnej sztucznej inteligencji zawarcia pragnie zwrócić to, że komputer rozumie chiński, tak jak człowiek. Co najmniej pierwsze zdanie wygląda, jakby napisał je dość kompetentny ale niezbyt uważny tłumacz. Mnie się zdarzało pisać gorsze. Usuwałem je dopiero w korekcie. A zatem można domniemywać, że gdyby Google Translate miał swój szczęśliwy dzień, to mógłby zaliczyć test Turinga, który przypominam polega z grubsza na tym, że człowiek nie może odróżnić, czy jego rozmówcą jest inny człowiek, czy maszyna. https://www.facebook.com/filozofiaodnowa/photos/a.126040268944496/146321400249716/?type=3&theater