Saturday 20 June 2020

WPIS RETRO O ZIZKU Musiałem to chyba z siedem lat temu napisać. Zwrócicie zapewne uwagę. Że pisałem „na internecie” (tak bardziej z angielska), a nie „w internecie”. Potem miarodajne grono zakazało tej formy, Wtedy poznałem nazwisko Zizka. Wcześniej interesowałem się głównie brytyjską filozofią analityczną, o neomarksistach pojęcia nie miałem. Teraz ten wpis sprawia wrażenie prokapitalistycznego i antylewicowego. Czy dzisiaj też bym to tak samo napisał. Pewności nie mam. Świat mnie ciągle zaskakuje na wielu płaszczyznach i nie pozwala mi skostnieć w poglądach Początek dawnego wpisu (który zapomniałem opublikować) Sławoj Żiżek, filozof, który nie wyrzekł się swoich lewicowych korzeni, wydaje się rozczarowany. Mimo że w roku 2008 kapitalizm drżał w posadach, lewicy nie udało się stworzyć wyraźnej alternatywy wobec tego systemu. Organizacje lewicowe organizowały protesty, których uczestnicy nie do końca wiedzieli czemu protestują. W sumie, w wydarzeniach ostatnich lat lewica nie odegrała większej roli. Takie rzeczy opowiada teraz najbardziej popularny filozof, ostatnio na BBC. (Zapowiada też swój film zatytułowany chyba „A Pervert’s Guide to Ideology”) Dawniej inaczej bywało. W czasie pierwszej wojny światowej kapitalizm skompromitował się jeszcze bardziej. I oczywistym było, że w tej sytuacji na scenę musi wejść radykalna lewica. Dlatego nie podzielam rozczarowania Zizka. Nie jestem wrogiem lewicy. Ale wolę lewicę zagubioną, wątpiącą, niepewną siebie, niż triumfującą, ścigającą białą gwardię i jaśniepanów polskich, a potem wprowadzającą w czyn swoją utopię ze zbrodniczymi skutkami. Jeśli ogórek nie śpiewa, pewno po prostu nie może. Jeżeli lewica nie stworzyła alternatywy wobec globalnego systemu finansowego, to pewno takiej alternatywy nie ma. Choć zapewne mnóstwo szczegółów dałoby się poprawić. Ale generalnie rzecz biorąc nigdy nie powstanie socjalistyczna giełda, altruistyczny handel i anarchistyczny bank. Ba, nawet demokratyczny bank nigdy nie powstanie. Co nie znaczy, że lewica jest niepotrzebna. Gdyby na przykład nie prawo pracy, pewno do tej pory musielibyśmy pracować tyle co w dziewiętnastym wieku. Prawo pracy to zdecydowanie zasługa ruchu socjalistycznego. Poza tym kapitalistów trzeba pilnować, żeby ich dążenie do zysku nie wykoleiło naszych instytucji społecznych. Myślę więc raczej socjaldemokratycznie. Warto też zwrócić uwagę, że powstają z powodzeniem pewne przedsięwzięcia, które trudno zaliczyć do kapitalistycznych, bo nie opierają się na zysku. Wystarczy wspomnieć wikipedię. Dwadzieścia lat temu nie przyszłoby mi do głowy, że tylu ludziom będzie się chciało pisać tak skomplikowane hasła zupełnie bez żadnych motywacji pieniężnych. Myślałbym wówczas, że wikipedia się rozpadnie jak tyle wcześniejszych projektów utopijnych. Może się rozpadnie. Ale zostawi w spadku Wielką Księgę. Może najwięcej lewicy jest dzisiaj na internecie. Dla równowagi, jest tam również sporo kapitalistów. I pewno na internecie rozgrywa się dzisiaj prawdziwa rewolucja.

Monday 8 June 2020

COŚ CO MNIE ZAWSZE NURTOWAŁO Jeżeli założymy (choćby dla dyskusji), że znaczenie to definicja, to już nam wielu mądrych ludzi powiedziało, że nie możemy wszystkiego definiować. Gdybyśmy bowiem chcieli definiować wszystko, to definiowalibyśmy w nieskończoność. W sumie niczego byśmy nie zdefiniowali, bo proces definiowania nigdy by się nie zakończył. Muszą zatem być pewne wyrażenia proste, których już definiować nie będziemy. Znaczenie tych wyrazów musi być dla nas w jakiś sposób oczywiste. W jaki sposób? W każdym razie niewerbalny. Jakoś przez wskazanie? Kilkadziesiąt lat temu krążyła wśród badaczy języka taka myśl, by podać skończoną liczbę wyrażeń pierwotnych, które już nie będą definiowane. Liczba tych wyrażeń miała być skończona i nie taka duża. Anna Wierzbicka podawała ich chyba dwanaście. Andrzej Bogusławski, który tę koncepcję wymyślił, swojej listy nie podał. W latach dziewięćdziesiątych zauważyłem, że nawet słowniki zaczynały mieć ambicję, by jakoś ograniczyć swobodę definiowania do ograniczonego zasobu słów definiujących. To ostatnie było dla mnie zaskoczeniem, bo słowniki to przeważnie królestwo błędnego koła. Każdy może sprawdzić, że kolor zielony jest na przykład w słownikach definiowany jako kolor trawy. Trawa z kolei to zielona roślina o pewnych właściwościach. Tak samo czerwień jest kolorem krwi. A krew to czerwony płyn o pewnych właściwościach. Ale może tu jest właśnie odpowiedź? Może nie ma jednej hierarchii znaczeniowej? Może każdy z nas to sobie inaczej układa i definiuje. Może ktoś najpierw jako dziecko widzi słonecznik, albo kaczeńce, i na tej podstawie dowiaduje się, jaki kolor jest żółty. A ktoś inny pamięta kolor żółty jako kolor piasku I na tej podstawie dochodzi do tego, że słonecznik i kaczeńce muszą być zółte. To rzekome błędne koło może wynika stąd, że każdy z nas inaczej definiuje sobie pojęcia i inaczej klasyfikuje świat. Nawet jeśli zakładamy, że gramatyka jest mniej więcej taka sama dla wszystkich, to z semantyką już tak być nie musi.

Sunday 7 June 2020

WEGETARIANIZM 22 sierpnia 2010 – ze starego blogu, ale nadal aktualne, bo na wegetarianizm, po paru próbach, nie przeszedłem Chcę przejść na wegetarianizm. A właściwie już przeszedłem. Motywacja jak najbardziej etyczna. Chcę – choćby w skromnym zakresie – zmniejszyć cierpienie zwierząt. Nie jestem naiwny i myślę, że ludzkość prawdopodobnie by w ogóle nie przetrwałą początkowego etapu, gdyby nie jedzenie mięsa. Jakbyśmy my nie jedli kogoś, to ktoś by pewno zjadł nas. Ale wydaje mi się, że od pewnego czasu możemy już sobie pozwolić na wspaniałomyślność wobec zwierząt – wspaniałomyślność triumfatora ewolucji. Może analogia z karą śmierci byłaby dobra. W dawnych czasach była chyba potrzebna, ale przy obecnym rozwoju cywilizacji możemy obyć się bez niej. Mówi się, że gdyby nie rzeźnie, to nikt by nie trzymał tylu zwierząt przy życiu. Że rzeźnie w istocie mnożą życie. To mnie z kolei nie przekonuje o tyle, że ja do życia mam stosunek dość „buddyjski”. Życie wiąże się przede wszystkim z cierpieniem a człowiek nie powołany do życia nie przeżywa ani radości ani cierpienia. Jeżeli czegoś chce, to chyba tego, by go pozostawiono w spokoju. A mnie bardziej przeraża perspektywa świadomości egzekucji i jej nieodwołalności. Czy zwierzęta wiedzą, że umierają? Zwierzęta na wysokim szczeblu ewolucji chyba tak. Przypominam sobie wywiad z profesorem Barnardem (od przeszczepów) o jakichś eksperymentach na małpach. Z dwóch szympansów siedzących w klatce jednego gdzieś zabrali, a drugi odtąd się zachowywał tak jakby oczekiwał na jego powrót. Uczucia jak najbardziej ludzkie. O reakcjach zwierząt w chwili śmierci nie chcę nawet myśleć ani ich opisywać, bo mnie to przeraża. Chociaż zapewne ktoś wysunąłby tu zarzut antropomorfizacji zwierząt. Granicę gdzieś trzeba wyznaczyć, więc dalej pozwalam sobie jeść ryby i skorupiaki. Po prostu nie jestem jeszcze gotowy, żeby iść na całość. Podobnie jeśli ze starego przyzwyczajenia chwycę kawałeczek szynki, to na pewno go nie wypluję. W tylu sprawach jestem niekonsekwentny, więc dlaczego mój wegetarianizm nieradykalny miałby być wyjątkiem. Nie nazwę też nikogo mordercą zwierząt. Kiedyś wszyscy byliśmy mięsożerni i odziewaliśmy się w skóry. Mam przy tym pewien egoistyczny cel (a jednak!). Chcę schudnąć, żyć dłużej i być zdrowszy. Podobno dieta rybno-roślinna to zapewnia. Tylko że po trzecim dniu nieużywania mięsa mam wątpliwości. Wszyscy zauważyli, że więcej jem. „Marek, zjadłeś całą Gomułkę sera”. „Tylko bez polityki!” – odpowiedziałem. Więc jak jest naprawdę?
SOLIPSYZM I KONWALIE Mieliśmy iść z M. na forsowny spacer po lasach radziejowskich, by zrzucić z siebie trochę tego dobrobytu. Ale skończyło się na tym, że przeważnie staliśmy w miejscu, a M. zbierała bukiety białych, czerwcowych konwalii, a ja ględziłem o filozofii. Znowu ta sama myśl, która mnie prześladuje od czasu, gdy usłyszałem ją na studiach od Rafała R. Rafał był na filozofii rok wyżej i właśnie wyszli z zajęć Jurka Wociala. Parę osób zawzięcie dyskutowało, co chwila się zatrzymując, przez cały korytarz, od Sali Ajdukiewicza, aż do schodów. Pewnie czytali monadologię. I pytanie, które wtedy padło, prześladuje mnie do dziś. Ewolucja ewolucją, Darwin Darwinem, ale jak to się dzieje, że z materii nieożywionej, początkowo zapewne tak mało skomplikowanej, że nie tylko biologia, ale i chemia sobie z nią radzi, wysnuwa się świamość? Innymi słowy, jak ten lity kamień z czasem zaczyna myśleć? Pytanie zadane, zero odpowiedzi, choć ani Rafała B ani Wociala nie ma już z nami. M. też mnie zaskoczyła. W którymś momencie, gdy już nazbierała konwalii (priorytet), powiedziała mi, że gdy miała 16 lat, to dopiero wtedy odkryła, że i inni ludzie mają świadomość. Do tej pory myślała, że tylko ona ją ma. Co więcej, i teraz przyłapuje się, że czasem o tym zapomina. Na nowo dokonuje tego odkrycia. Taki naturalny solipsyzm. Bo istnieje i nuturalny behawioryzm. Znałem ludzi (przynajmniej jedną osobę), którzy twierdzili, że żadnych przeżyć wewnętrznych nie mają. Ta akurat osoba (może trochę inaczej niż M.) nie podawała w wątpliwość, że inni mają jakieś przeżycia wewnętrzne, ale ona tego u siebie nie dostrzegała. Taki solipsyzm odwrotny.