Monday 7 June 2021

INTERDEFINABILITY

 INTERDEFINABILITY

Jeżeli założymy (choćby dla dyskusji), że znaczenie to definicja, to już nam wielu mądrych ludzi powiedziało, że nie możemy wszystkiego definiować. Gdybyśmy bowiem chcieli definiować wszystko, to definiowalibyśmy w nieskończoność. W sumie niczego byśmy nie zdefiniowali, bo proces definiowania nigdy by się nie zakończył.
Muszą zatem być pewne wyrażenia proste, których już definiować nie będziemy. Znaczenie tych wyrazów musi być dla nas w jakiś sposób oczywiste. W jaki sposób? W każdym razie niewerbalny. Jakoś przez wskazanie?
Kilkadziesiąt lat temu krążyła wśród badaczy języka taka myśl, by podać skończoną liczbę wyrażeń pierwotnych, które już nie będą definiowane. Liczba tych wyrażeń miała być skończona i nie taka duża. Anna Wierzbicka podawała ich chyba dwanaście. Andrzej Bogusławski, który tę koncepcję wymyślił, swojej listy nie podał. W latach dziewięćdziesiątych zauważyłem, że nawet słowniki zaczynały mieć ambicję, by jakoś ograniczyć swobodę definiowania do ograniczonego zasobu słów definiujących.
To ostatnie było dla mnie zaskoczeniem, bo słowniki to przeważnie królestwo błędnego koła. Każdy może sprawdzić, że kolor zielony jest na przykład w słownikach definiowany jako kolor trawy. Trawa z kolei to zielona roślina o pewnych właściwościach. Tak samo czerwień jest kolorem krwi. A krew to czerwony płyn o pewnych właściwościach.
Ale może tu jest właśnie odpowiedź? Może nie ma jednej hierarchii znaczeniowej? Może każdy z nas to sobie inaczej układa i definiuje. Może ktoś najpierw jako dziecko widzi słonecznik, albo kaczeńce, i na tej podstawie dowiaduje się, jaki kolor jest żółty. A ktoś inny pamięta kolor żółty jako kolor piasku I na tej podstawie dochodzi do tego, że słonecznik i kaczeńce muszą być zółte. To rzekome błędne koło może wynika stąd, że każdy z nas inaczej definiuje sobie pojęcia i inaczej klasyfikuje świat. Nawet jeśli zakładamy, że gramatyka jest mniej więcej taka sama dla wszystkich, to z semantyką już tak być nie musi.

Wednesday 2 June 2021

Wittgenstein, język prywatny, przeżycia wewnętrzne i kowid dziewiętnasty.


Po kowidzie przez jakiś czas zmienił mi się smak. Przestała smakować koka kola, chociaż choremu kupiono kilkanaście butelek tego napoju. Nic z tego. Zamarzyłem o oranżadzie, podstawowym napoju chłodzącym w latach sześćdziesiątych, zanim pojawiła się polo-kokta a potem koka kola.
Napój o nazwie oranżada produkuje firma Hellena. Istotnie smak helleny bardzo mi przypominał smak oranżady, którą po raz pierwszy podała mi do picia moja babcia (no bo przecież nie mama) w 1965 roku, czy coś takiego. Oba smaki wydały mi się identyczne.
Ale zaraz zaraz! Skąd ja wiem, że one są identyczne. Przecież nie mogę zaufać swojej pamięci sprzed 50 lat. Nie mam żadnych kryteriów, które pozwoliłyby mi ustalić, że te wrażenia są identyczne. Może ja to sobie jakoś wmówiłem. Albo może smak oranżady ewoluował i w 1971 był już inny niż w 1964.
A może mi się to wszystko wydawało i nie miałem żadnych przeżyć wewnętrznych. Te, co mi się zdawało, że miałem, były wyłącznie iluzją, tak jak to, że słońce kręci się wokół ziemi.
Like
Comment
Share