Sunday 31 May 2020

Czy istnieje nieskończone szczęście? (ze starego blogu filozoficznego 31 sierpnia 2011) Kończą się wakacje i wracamy na lekcje religii (albo i nie). Ale czy Bóg istnieje? Istnienia Boga dowieść nie sposób, ale były próby dowiedzenia, że wiara w Boga ma charakter racjonalny, nawet jeśli Boga nie ma. Taką próbą jest tzw. zakład Pascala, jedno z pierwszych zastosowań teorii decyzji, i to od razu do bardzo kluczowej dziedziny. Przedstawimy go w streszczeniu Władysława Tatarkiewicza: „musimy wybierać między życiem doczesnym a wiecznym; i zważywszy możliwe zyski i straty, warto wybrać szczęście wieczne, jeśli nawet można było osiągnąć życie doczesne, to warto się wyrzec takiego krótkiego szczęścia dla niepewnego wprawdzie, ale nieskończonego szczęścia w życiu przyszłym; ryzykujemy, ale zyskać możemy nieskończoność”. Rozumowanie wydaje się bardzo jasne. Można je też (w trochę innej wersji) zapisać formalnie za pomocą matematycznej macierzy (przy założeniu, że prawdopodobieństwo istnienia Boga jest niezerowe). Uproszczoną macierz można znaleźć w wikipedii https://pl.wikipedia.org/wiki/Zak%C5%82ad_Pascala Ale rozumowanie ma co najmniej dwa albo trzy błędy. 1) Wydaje się, że koncepcja racjonalności, na której się opiera jest niewłaściwa. Jest intuicyjne, że jeśli dowolnie małą liczbę pomnożymy przez nieskończoność, to wynikiem tego rachunku będzie nieskończoność. A z nieskończonością nic nie może się równać. Ta koncepcja zmusza nas zatem zaakceptowania zdarzenia nawet mało prawdopodobnego (prawie niemożliwego), jeśli tylko wypłata jest dostatecznie wysoka (a już na pewno nieskończona). Nie można się na taką koncepcję racjonalności zgodzić. Wolno poprzestawać na rzeczach pewnych. W życiu też nie warto wybierać zdarzeń mało prawdopodobnych z bardzo wysoką wygraną (loteria). 2) Co to jest właściwie nieskończone szczęście? Czy to sobie w ogóle można wyobrazić? Szczęście od biedy da się stopniować, choć nie każda jego jakość poddaje się ujęciu ilościowemu. Ale szczęście nieskończone? Czy to w ogóle można zrozumieć? A przecież rozumowanie z zakładu Pascala ma mieć charakter nie teologiczny, tylko rozumowy. A jeśli są w nim niejasne pojęcia, to ono samo nie jest wiele warte. 3) Nieskończone szczęście jest po prostu niemożliwe. Czyli jego prawdopodobieństwo wynosi zero. A co daje zero pomnożone nawet przez nieskończoność? No chyba tylko zero. (3) traktuję jako wariant (2)).
Księdza Staszica najkrótsza historia filozofii (ze starego blogu filozoficznego (10 października 2009) Językoznawscy zawsze lubili filozofować. Byłem dzisiaj na seminarium prof. Andrzeja Bogusławskiego, którego historyk gramatyki generatywnej Randy Allen Harris nazwał "a serious semanticist, if ever there was one" (Lingustic Wars, str 113). Seminarium to działa co najmniej od lat siedemdziesiątych. W tym roku się nazywa Studia z teorii języka, ale be warned, jest to filozofia czystej wody, filozofia, która nie przeprasza, za to, że jest metafizyką. Tak jak dawniej Profesor rzuca myśli tak zuchwałe, że nie ośmieliłbym się bez jego zgody na omawianie ich na tym blogu. Ale pozwolę sobie wobec Profesora na akt piractwa intelektualnego (za który z góry przepraszam, ale trudno mi się powstrzymać). Profesor odczytał dzisiaj może najkrótszą historię filozofii światowej w języku polskim ze szczególnym uwzględnieniem philosophy of mind. Kto jest autorem tej potted history of philosophy. Nikt inny niż Stanisław Staszic, ksiądz i inżynier. Cytuję według książki Zofii Florczak „Europejskie źródła teorii językowej w Polsce”. Może ten cytat nie będzie chodził po sieci jak zeszłoroczny cytat z Marksa o bankierach, ale kto wie. Jedziemy: Plato, mistycznych myśli głowa pełna, pierwszy dawał naukę o wyobrażeniach wrodzonych. Kartezy myśl Platona rozszerzył i jako umiejętność podał. Z uczniów i naśledców Kartezego najsławniejszymi byli Malebranche, Pascal, Arnauld. Do nich przystąpił Leibniz i przydał jeszcze naukę o monadach, przez którą odnowił dawnych myśli o Przedistnieniu (preexistence) dusz. Nie przepuszczał jednak ich przechodu w zwierzęta (Metempsycoze). Naukę Leibniza poparł dowcipnie Wolf[f] i przez osobliwszy sposób jej wykładu upowszechnił ją we wszystkich szkołach Niemiec. Na koniec nastąpił Kant. Temu zdawało się, że między wyobrażeniami wrodzonymi i między wyobrażeniami przez smysły nabytymi znalazł coś pośredniczego. Napisał o tym księgi. Te stały się ludziom niezrozumiałe. Nawet u wielu pytaniem, czyli je sam pisarz rozumiał? [wracamy do starożytności] Aristot, głębokiej uwagi pisarz, wyrzekł najpierwszy, że to wszystko, co obejmuje rozum, muszą wprzódy odczuć smysły. Toż mniemał Hipokrat. Tegoż zdania był Zenon. Abelard i Roscelin pierwsi z nowszych pisarzy dostrzegli w dziełach Aristota tę wielką myśl. Tomasy przyłączył się do nich. Bacon rozwinął ją i stosunkami z doświadczenia objaśnił. Hobbes i Puffendorf jeszcze ją różnymi uwagami poparli. Gassendi dla jej wydoskonalenia wiele nowych myśli przysposobił. Na koniec prostego rozsądku Lock obrażonym mylnym Kartezego mniemaniem, podanym za zasadę nauki o wrodzonych wyobrażeniach, zebrał wszystkie wywody na utwierdzenie prawdy przez Aristota wyrzeczonej.” Nie ulega wątpliwości, że w dzisiejszych czasach, w kulturze bryków i soundbite’ów ksiądz Staszic poruszałby się świetnie. Ma wszystkie zalety Diogenesa Laertiosa bez jego rozwlekłości. Sąsiad, któremu pierwszemu historię filozofii Staszica przeczytałem, przypomiał mi T-rapperach znad Wisły. Ja natomiast powiem, że Staszic byłby po prostu świetnym bloggerem.

Sunday 17 May 2020

Słowo o Wolniewiczu

O Wolniewiczu mówi się teraz (po jego śmierci) różnie, czasem źle. Zaznaczam, że nie był moim nauczycielem, bałbym się nawet podejść do kogoś takiego. Skądinąd na jego wykładzie o Schopenhauerze dostałem ataku śmiechu, musiałem schować głowę pod ławkę, ja po prostu tam pracowałem, byłaby kompromitacja. Ale zobaczyłem kapłana i błazna w jednej osobie, ideał filozofa opisany pojęciami Kołakowskiego. Wolniewicz miał taką teorię, że w filozofii warto się zajmować jedynie gwiazdami pierwszej wielkości. Bo duża część filozofii to glosolalia. Nie znałem wtedy tego słowa, ale to coś takiego, jak zespół Mazowsze śpiewa „ojdyridy”, czy „łojdanana”. (Dokładnie profesor Wolniewicz mówił, że formalnej eksplkacji należy poddawać twórczość tylko gwiazd pierwszej wielkości, ale zostańmy przy wcześniejszej wersji). I teraz najtrudniejsza dla mnie część tego wpisu. Czy sobie przypomnę, których filozofów uważał Bogusław Wolnieiwcz za gwiazdy pierwszej wielkości: Platon Arystoteles Augustyn Tomasz Kartezjusz (nie jestem pewien) Leibniz (nie jestem pewien) Kant (nie jestem pewien) Schopenhauer Frege Wittgenstein Jednak nie można zaufać zawodnej pamięci. Co do filozofów, po których nie następuje nawias, jestem pewny. Ale co tych trzech – nie. Ktoś pomoże? Absolwenci filozofii mojego pokolenia?

Twardowski i kalif Omar

Czasem w naszych dyskusjach politycznych słyszę. "Albo coś jest konstytucyjne, albo nie". Zadne myślenie bardziej rozmyte, może bardziej pragmatyczne nie może utorować sobie drogi. Wtedy przypomina mi się anegdota o profesorze Twardowskim ze Lwowa, który prawdę mówiąc założył nowoczesną filozofię polską, tzw. szkołę lwowsko-warszawską. Oto ta anegdota w opisie Jan Woleński. Znam jeszcze jeden opis, ale jest zgodny z poniższym co do treści. "Zdarzyło się, że jeden z seminarzystów zabrał jakąś książkę do domu, aby przeczytać ją w nocy. Twardowski to wykrył i natychmiast wyrzucił tego studenta ze swojego seminarium. Koledzy i koleżanki wstawili się za usuniętym,prosząc o złagodzenie kary, ale Twardowski był bezwzględny. Powiedział, że sprawca albo nie zrozumiał regulaminu albo świadomie go przekroczył, a jeśli to pierwsze, to jest ograniczony, a jeśli drugie, to jest niemoralny. „A ja – kontynuował – nie chcę mieć nic do czynienia ani z jednymi ani z drugimi”. I zdania nie zmienił." Logika absolutnie bezbłędna, ale jak to przeczytałem. to miałem dosyć logiki i logików, a profesora Twardowskiego w szczególności, który wydał mi się jakimś zimnym fanatykiem. Poszedłem do mojego promotora - profesora Pelca - ucznia ucznia Twardowskiego, który szerzył na filozofii kult wielkiego lwowiaka. Prawdę mówiąc, chciałem zrobić awanturę, a przynajmniej się pokłócić. I jak myślicie? Co się stało? Czy stary Pelc bronił Twardowskiego? Czy bronił ostrej dwuwartościowej logiki? Nie uwierzycie, ale Pelc podzielił moje argumenty, że myślenie Twardowskiego to myślenie fanatyka. Pelc powiedział: "Proszę pana. Rozumowanie profesora Twardowskiego to kopia myślenia kalifa Omara, któremu przypisuje się spalenie biblioteki aleksandryjskiej. Miał on wypowiedzieć następujące słowa; "Albo te księgi zawierają to samo co Koran, więc są niepotrzebne, albo coś innego, więc są szkodliwe".
Darmowe weekendy i wieczory (marksistowski felieton-protest sprzed lat) Chociaż początkiem filozofii jest zdziwienie, to prawdziwym filozofem jest ktoś, kto się już niczemu nie dziwi. W takim razie ja nie jestem filozofem i nie wiem, kiedy się dziwić przestanę. Jedną z rzeczy, które mnie dziwią jest nierówne traktowanie w naszym korporacyjnym świecie pieniędzy i czasu pracy. Nie chodzi mi wyzysk, wyzysk tu nie ma nic do rzeczy. Chodzi mi o to, że pierwsze jest traktowane z matematyczną precyzją, drugie z filozoficzną rezygnacją. Wiadomo jak precyzyjni są kasjerzy i księgowi. Kiedyś z mojego banku dostałem rachunek korygujący na olbrzymią kwotę jeden grosz. Jak go znajdę, to go tu powieszę w charakterze ilustracji. Tytuł książki „Co do grosza” („Not a Penny More, Not a Penny Less”) ma raczej budujący, pozytywny wydźwięk. Bohater innej książki tego samego Archera mawiał „Zadbajmy o pensy a funty zadbają same o siebie”. Pamiętam też ze szkolenia dla nadzorców bankowych anegdotę o pewnej urzędniczce bankowej, która potrzebowała pieniędzy na operację siostry i od każdej operacji (za pomocą programu komputerowego czy jakoś inaczej) pobierała jakąś ułamkową kwotę, mniejszą od jednego grosza. Ponieważ tych operacji było wiele, uzbierała w ten sposób całkiem pokaźną kwotę, zanim się sprawa wykryła. Prelegent miał dla tej pani tylko słowa potępienia. Nota bene Jeffrey Archer też poszedł siedzieć. Tak jak pieniądze wymagają mikroprecyzji, korporacje uważają, że do czasu pracy należy podchodzić elastycznie. Pracowników zachęca się do czegoś, co nazywa się elastycznością i dyspozycyjnością, nie brania nadgodzin i pracy na zasadzie darmowe weekendy i wieczory (nie mówię, że u mnie w pracy, ale w życiu tak bywa). Z drugiej strony, ponieważ bilans życiowy i tak musi wyjść na zero, pracownicy załatwiają swój biznes w trakcie pracy, przedłużają przerwy, googlują i webują i przenoszą swoje życie prywatne do pracy, która powoli staje się drugim domem. Dlatego moim zdaniem (poza przypadkami patologicznymi) nie ma mowy o jakimś dzięwiętnastowiecznym wyzysku, co najwyżej wszyscy wyzyskują się nawzajem a sprawiedliwość triumfuje w ogólnym bałaganie. Dziwi mnie jednak to, że kasjer, który by proponował elastyczne podejście do liczenia pieniędzy byłby natychmiast aresztowany jako malwerstant. Skoro pensja zakłada równoważność czasu pracy z pieniądzem, to czas pracy winien być traktowany tak samo precyzyjnie i skrupulatnie liczony. A tymczasem elastyczność czasowa pracownika jest nadal w cenie. Elastyczność należy przy tym rozumieć wcale nie metaforycznie, tylko zupełnie dosłownie, jak gumkę w majtkach, która łatwo się rozciąga i nie pęka. Jeszcze raz dodam disclaimer (ulubioną broń korporacji), że to, co napisałem nie dotyczy żadnego z moich chlebo (i sushi) dawców.
PRAWDZIWY PRZYPADEK NIE ISTNIEJE (ze starego blogu filozoficznego – 29 stycznia 2011) Od czasu do czasu przypominam na tym blogu pewną myśl. Nieważne, czy ukształtował nas przypadek czy konieczność. Ani na ani na drugie nie mamy wpływu, więc nasza prawdziwa metafizyczna wolność nie jest do pogodzenia ani z determinizmem (= nasze działania są z konieczności takie jakie są) ani indeterminizmem (= są one całkowicie przypadkowe). Tym bardziej, że co najmniej kilku matematyków (zob. link na końcu) wskazuje, że tak naprawdę zdarzeń przypadkowych może w ogóle nie być, bo bardzo trudno jest podać przykład zdarzenia prawdziwie losowego. Weźmy ruletkę. Zanim nie przestanie się kręcić, nie potrafimy przewidzieć, na jakiej liczbie zatrzyma się kulka. Więc wydawałoby się, że jest to zdarzenie czysto losowe, czysty przypadek. Ale temat jest grząski, bo czy wynik ruletki jest naprawdę losowy? Jeżeli byśmy znali warunki początkowe i prawa fizyki istotne dla ruletki, to moglibyśmy znaleźć jakąś prawidłowość i w sumie przewidzieć wynik. Podobno to się udało trzem obywatelom jednego kraju ze Wschodniej Europy w Hotelu Ritz, którzy zarobili w ten sposób ponad milion funtów. Według tego podejścia zdarzenie losowe przestałoby być dla nas losowe, gdybyśmy mieli na jego temat (i na temat świata) większą wiedzę. W Grecji było dwóch filozofów, którzy byli atomistami, zanim odkryto atom. Ale w jednej sprawie różnili się bardzo. Demokryt ze swojej atomistycznej teorii wysnuł, że świat jest całkowicie zdeterminowany. Nie ma czegoś takiego jak losowość. Mówienie o losowości mierzy wyłącznie nasz brak wiedzy. Demokryt podaje przykład dwóch obywateli, którzy wysłali swoich służących do studni w tym samym czasie. Wysłali ich dlatego, że chcieli, by służący się spotkali i porozmawiali ze sobą. Natomiast służący, którzy nie znali tej intencji, myśleli, że spotkali się przy studni przypadkowo. Gdybyśmy, zdaniem Demokryta, prawidłowo zrozumieli świat, to nie byłoby miejsca dla czegoś takiego jak przypadek. Wszystko działoby się z jakiegoś powodu i dałoby się zawczasu przewidzieć. Drugi atomista Epikur się nie zgadza. 200 lat po Demokrycie twierdzi, że atomy poruszają się zupełnie nieprzewidywalnie i że jest to nieredukowalne źródło losowości w świecie. Niezależnie od tego, jak dobrze zrozumiemy świat, będą zawsze istnieć nieprzewidywalne efekty, których nie będziemy mogli mierzyć ani przewidywać. Matematycy mówią pseudolosowych ciągach liczb. Są to ciągi liczb, które są produkowane całkowicie deterministycznie, ale tak dobrze udają liczby dobrane losowo, że potrafią przejść wszystkie testy losowości, które wymyślą statystycy. Na pytanie: czym się różnią liczby losowe od pseudolosowych, matematyk odpowiada: „Chodzi o to, żeby różniły się jak najmniej”. I powtarza, że losowość to temat grząski. Tak naprawdę, to w stosunku do żadnego ciągu nie da się udowodnić, że jest losowy. Pseudolosowym ciągiem liczb jest ciąg kolejnych rozwinięć liczby Pi czy ciąg kolejnych liczb pierwszych. Analogicznie do tej koncepcji, można tezę Demokryta ująć tak: wszystkie zdarzenia losowe są pseudolosowe. Ale są dwie obszary myślenia, z których przypadek czy zdarzenie losowe nie chcą tak łatwo sobie pójść. Pierwszy obszar to fizyka kwantowa. ”Jest to jedyna dziedzina w świecie fizycznym, która wydaje się tak naprawdę opierać na prawdopodobieństwie. To jest ta dziwna fizyka, w której elektron nie wie dokładnie gdzie się znajduje , zanim go nie zaobserwujemy. Może być w dwóch miejscach w tym samym czasie. A potem, gdy zaobserwujemy elektron, to wydaje się, że jest probabilistycznie rozstrzygane, czy jest on w jednym miejscu, czy drugim. Dobrym zatem przykładem generatora liczb losowych jest posłużenie się pewną ilością materiału radioaktywnego, który z czasem uwolni nieco radioaktywności. Ale to, kiedy uwolni tę radioaktywność, wydaje się naprawdę kwestią losową. I model fizyki kwantowej, którym dysponujemy, ma charakter probabilistyczny (..). Może to, że model fizyki kwantowej ma charakter probabilistyczny, wynika stąd, że nie rozumiemy fizyki bardzo małych obiektów. Ale wytworzenie czegoś, co jest rzeczywiście losowe w chwili obecnej wymaga (i jest to jedyna droga) zaprzęgnięcia fizyki kwantowej”. Drugi obszar to kwestia początku świata. Skoro świat zaczyna się od wielkiego wybuchu, to sam wybuch musi być zdarzeniem niezdeterminowanym, a zatem przypadkowym, bo od niego zaczyna się historia. Chyba że świat jest jednak nieskończony, co zawsze jest możliwe, bo co my naprawdę możemy o tym wiedzieć. „Randomness and Pseudorandomness” w cyklu „In Our Time” http://www.bbc.co.uk/programmes/b00x9xjb. Niektóre wnioski moje. Bardzo mi miło donieść, że teraz BBC będzie trzymało na swojej stronie podcasty „In Our Time” i wiele innych po wieczne czasy a nie (jak dotąd) przez tydzień. Źle powiedziałem: oni już od jakiegoś czasu je trzymają w formie nadającej się do słuchania, ale teraz wiele audycji pozostawionych w archiwum na stronie będzie „na zawsze” w formie nadającej się do ściągnięcia na komputer.