Sunday 12 July 2020

stary wpis ze starego blogu; wrzucam by wypełnić czymś ciszę wyborczą; kontekst jednak ulata; jeden paragraf jest niezrozumiały nawet dla mnie Profesor Marvyn Minsky, Massachussets Institute of Technology czwartek 12 listopada 2009 Drogi Profesorze Minsky, Pozwól Profesorze, że prześlę ci tę krótką pocztówkę z Londynu. Ponieważ zajmujesz się sztuczną inteligencją, śpieszę donieść, że najbardziej człekopodobona istota, która na pewno musi mieć jakąś duszę, znajduje sie w Londynie, na Picadilly Circus po tej stronie, gdzie kiedyś było London Palladium, potem muzeum rock-and-rolla a teraz Odditorium, muzeum rzeczy dziwnych. Jest to rocknrollowa babcia, ciężka, gruba, stara i przygarbiona śpiewająca w duecie The Sprats z chudym jak kolumna Nelsona monarchą. Podobno jest on Karolem I, tak jak ona Henriettą Hiszpańską. Śpiewają rockendrolle i przeboje dyskotekowe typu Travolta i Olivia Newton John. ("Oboje są z wosku, wszystko po krakowsku".) Dlaczego tak wyróżniam grubą śpiewaczkę? Nie chodzi o motoryczną stronę tej pani, choć jej ruchy jak na wiek i tuszę są dość zgrabne a usta (choć daleko jej do ust Jaggera) dubbing trzymają bezbłędnie. Chodzi o uśmiech. Jak to (allegedly) bywa u niektórych starszych ludzi (a może tylko u starszych pań) zarówno serdeczny, jak i lubieżny. Dojrzała Mona Liza? A może chodzi o oczy głęboko świdrujące bezbronnych turystów i patrzące prosto na nich jak nie przymierzając Lord Kitchener, który wołał na plakatach z I wojny światowej, że Anglia potrzebuje CIEBIE. Ta babcia jest tak urocza, że chciałem ją od razu objąć, a może tylko przytulić kochaną babcię, co i tak nie byłoby proste, bo Henrietta swój obwód w pasie jednak ma. Ale potem sobie pomyślałem: nie, to chore. Poza tym naruszę jakieś miejscowe prawo i skończę jak Oscar Wilde albo (jak to pisze Kominek) nasz kochany pedofeel. Tylko że ten ostatni (pedofeel nie Kominek) nie za staruszki tylko zupełnie przeciwnie poszedł siedzieć. W Londynie pada i pada. Ale stalową atmosferę rozsłonecznia uśmiech śpiewającej babuni, przypominując, że istota inteligencji polega nie tylko na tym, co człowiek robi i jak inteligentnie to robi, ale i na tym, jak pięknie potrafi zniewalać samym uśmiechem i umiejętnie skierowanym spojrzeniem, nawet wtedy, gdy nieforemne ciało ciągnie go w dół. Widać, że inżynierowie i artyści Sztucznej Inteligencji radzą sobie z tym coraz lepiej. Chcą dać odpór niedowiarkom, którzy ilustrując, czym jest sztuczna inteligencja, przytaczają następujący paradoks. Czym się różni sztuczna inteligencja od informatyki? Informatyka robi dobrze to, co ludzie robią źle (np. obliczenia, sprawdzanie ortografii). Sztuczna inteligencja odwrotnie: robi źle to, co ludzie robią dobrze (na przykład chodzenie czy rozmowy a może i blogowanie o farmazonach). Pozdrowienia z Londynu dla Pana Profesora Marek Witkowski PS. Aha, w kwestii rozsłoneczniania Londynu przypomniałem sobie jeszcze musical "Priscilla królowa pustyni", którą grają w Palace Theatre. Krytycy zwrócili jednak uwagę, że w spektaklu brakuje pustyni. No cóż, Londyn to nie Australia. PPS. Zdjęcia moje, ale możecie je sobie kopiować.

No comments:

Post a Comment