Tuesday 17 March 2020

WYREMONTOWALI MI KAMIENIICĘ

ze starego blogu filozoficznego 23 stycznia 2010 Wyremontowali mi fasadę kamienicy. Już nie ma dziur po kulach jeszcze z Powstania Warszawskiego. Nie wygląda też jak mój synek po wietrznej ospie. Gładka, co najwyżej lekko pumeksująca żółta deseń. Ale dobre i złe to dwie strony tej samej monety. Zarządca przysłał mi warunki gwarancyjne, z których wynika, że w zewnętrzną ścianę (pokrytą przecież ocieplającą pianką) nie wolno mi wbić nawet gwoździa, nie mówiąc już o haku. Jak to zrobię, kamienica utraci gwarancję, a ja pewno zostanę zlinczowany, a przecież ciągnie się jeszcze sprawa roweru, który przyczepiam do schodów. Nie byłbym filozofem, gdybym się w tym momencie nie poczuł zagrożony w swojej osobistej wolności. Chwyciłem za mysz a palce zaczęły na klawiaturze wystukiwać protest song. A co będzie, jeśli zechcę powiesić antenę satelitarną? Przecież to mi było wolno nawet za Rakowskiego. Towarzysz Mieczysław miał większe problemy niż denerwować się dziurami czy zaciekami na fasadzie. Dziura budżetowa i ratowanie fasady socjalizmu to były jego problemy. Przyszło jednak otrzeźwienie. Jaki talerz satelitarny ty chcesz powiesić? I po co? Żeby oglądać kanały filmowe. Obejrz sobie najpierw te wszystkie filmy, które masz w domu na DVD. Po polsku i po angielsku. A może programy informacyjne. Ale przecież ty nawet polskiej telewizji nie oglądasz. A jak coś będzie ważne, to i tak ci powiedzą na internecie. Zresztą jest na internecie co najmniej jeden program komputerowy, który pozwala ci wybierać sposród wielu kanałów informacyjnych łącznie z CNN, BBC World i tą nową rosyjską telewizją po angielsku. Bywały czasy, że się jeździło do Londynu między innymi po to, żeby obejrzeć telewizję w języku krajowców. Teraz nie warto nawet do londyńskich teatrów chodzić, bo na necie działa coś takiego jak Digital Theatre, który pokazuje profesjonalnie sfilmowane przedstawienia z pięciu londyńskich teatrów. Coś się zatem zmieniło. Drogie dziatki, kiedyś było inaczej. Jak u nas była komuna, to nadawała do Polski antykomunistyczna „Wolna Europa”. Dało się tego słuchać tylko w pewnych godzinach, bo zagłuszanie bywało bardzo skuteczne. Za Rakowskiego (1988) pojawiła się telewizja satelitarna, której wprawdzie zagłuszyć nie można było, ale oglądać elegancko i nieostentacyjnie też nie było sposób, bo jej odbiór wymagał co najmniej 1,5 m anteny. Ale mniej więcej wtedy zagraniczne nadajniki przestały rządowi przeszkadzać, zresztą komunizm zaraz potem się skończył. Można się było rozmarzyć. Telewizja bez granic. Nie trzeba wyjeżdzać z Polski, żeby zwiedzać świat. Rząd nie będzie już kontrolował, co wolno nam oglądać, bo zawsze możemy oglądać programy z zagranicy. A uczyć się języków obcych możemy od razu. Na dworzu trzaskający mróz minus dwadzieścia, a w telewizorze Sky News ze Scottem Chisholmem i Celiną Scott. Sky News wtedy zresztą się chwalił, że ogląda go w Europie 45 milionów widzów (czy coś koło tego). A potem nagle zmienił taktykę. Zaczął udawać, że w Europie w ogóle nie jest odbieralny i że jest kanałem przeznaczonym dla widzów w Wielkiej Brytanii i Irlandii. Prawie równocześnie przystąpiono do kodowania innych kanałów (przede wszystkim rozrywkowych). We wrześniu 1993 widzowie brytyjscy mieli prawdziwą frajdę, kanałów satelitarnych pojawiło się naprawdę dużo. Z perspektywy polskiej wyglądało to zupełnie inaczej. Wszystkie nowe kanały były kodowane a zakodowane zostały również wszystkie kanały stare łącznie z lubianym Sky One (gdzie po raz pierwszy zobaczyliśmy Simpsonów). To smutna data w historii Polski, choć większość Polaków tego nie zauważyła, bo właśnie odbyły się wybory i komuniści wrócili do władzy. Ale wtedy też skończyło się na razie marzenie o telewizji bez granic i globalnej wiosce. Trzeba może przypomnieć, że to było wszystko przed internetem i komórkami. Zawiniły oczywiście prawa autorskie. Przecież to dużo fajniej z punktu widzenia kapitalisty sprzedać prawa do filmów 40 razy (do poszczególnych krajów) niż 1 raz (do Europy, która jeszcze w takim kształcie jak teraz nie istniała). W Polsce też uporządkowano te sprawy i zamiast rządów naszą rozrywkę zaczęli reglamentować prawnicy. Z czasem pojawiły się w Polsce polskie wersje kanałów zachodnich, ale były już one dostosowane do naszego kraju. Trochę inne filmy (bo nie wszystko musiało interesować szarego widza, bo religia, bo polityka, itp.). Nie było gwarancji, że polska wersja kanału angielskiego musi mieć z oryginałem za dużo wspólnego. Zwolennicy telewizji bez granic trochę z tym walczyli przy pomocy pirackich dekoderów, ale była to droga walka, bo przecież zagraniczny nadawca mógł te dekodery zawsze zmienić, co pociągało za sobą konieczność kupienia nowego dekodera. W końcu nawet Sky Television zmniejszył swój zasięg nadawania praktycznie do Wysp Brytyjskich i żaden dekoder pomóc już nie mógł. Sprawiało to, że telewizja satelitarna, dawniej narzędzie otwarcia na świat, była coraz bardziej spychana na margines. Zaczęła królować kablówka, która od początku miała charakter bardziej lokalny. Ci, którzy wierzyli w kulturę bez granic, zaczęli zerkać w kierunku internetu. I nie pomylili się, bo internet z całym swoim bałaganem organizacyjnym i technologicznym trudniej było kontrolować. Nie było tu dekoderów za 1000 złotych. Za to rozwinęły się sieci wymiany plików przyczyniające się do wzrostu ogólnej anarchii na internecie. Teraz sytuacja jest taka, że jeśli ktoś chce koniecznie coś obejrzeć, to zawsze sobie do tego znajdzie drogę, niekoniecznie nielegalnie. Dlatego nie trzeba już montować półtorametrowych anten i niszczyć świeżo wyremontowanych ścian. Ale jeśli ktoś uważa, że sprawa internetu bez granic jest już przesądzona i smutne pod tym względem lata dziewięćdziesiąte ubiegłego wieku nigdy już nie wrócą, to się niestety myli. Trzeba o to dalej walczyć. Weźmy podkasty BBC. „Ciotka” nie udostępnia poza granice Wlk. Brytanii (i pewno Irlandii) żadnych podkastów telewizyjnych, co obok praw autorskich tłumaczy kosztami podkastowania obrazu. Nieudostępnianie niektórych programów muzycznych i sportowych wynika z praw autorskich. To się może kiedyś poprawić. Ale zawsze jest pokusa, żeby to samo sprzedawać 40 razy zamiast raz. Nawet publicznemu nadawcy.

No comments:

Post a Comment