Sunday 25 October 2020

NON OMNIS MORIAR

 

Ponieważ cały czas zbliżają się zaduszki, otworzyłem szuflady z moimi starymi spekulacjami. Te spekulacje mnie samemu naiwnymi się zdają. Więc musiałem coś dopisać. Więc dopisuję.

Parę dni temu napisałem, że skoro ja w internecie zostawiam wiele śladów, to być może (stojąc na gruncie materialistycznej teorii człowieka) po wielu latach, gdy nauka będzie na wyższym poziomie niż teraz, uda się będzie na nowo powołać mnie do życia. Przecież – chociaż nie jestem sławny – informacji o moim życiu nie będzie mało. W sumie więcej o mnie wiadomo niż o Mieszku Pierwszym, jak mówi mój młody kolega – Polak z Anglii uczący się w tamtejszej szkole - Pierwszym Mieszkańcu Polski. Choć na dobrą sprawę Mieszka I też nie udało się dotąd wskrzesić.

To, co napiszę składać się będzie z dwóch części

1)      Streszczenia odcinka serialu Black Mirror, gdzie zilustrowana została koncepcja podobna do mojej, o której pisałem poprzednio,

2)      Trochę takich wariacji na temat „nic w internecie nie ginie”. Wszyscy to hasło powtarzają, ale co właściwie ono dla was znaczy.

Ad 1) Odcinek nazywa się „Be Right Back”. Marta miała chłopaka, który jak wielu moich kolegów był bez przerwy podłączony do FB. Prowadził na przykład samochód równocześnie odpowiadając na posty. Nie jesteśmy zaskoczeni, że Ash (tak się nazywał) ginie w wypadku samochodowym. Marta jest zrozpaczona, ale wkrótce dowiaduje się o usłudze internetowej, pozwalającej jej rozmawiać ze zmarłym ukochanym. Usługa powołuje do życia cyfrowy awatar Asha. Awatar jest tworzony na podstawie analizy (harwestingu) postów i komentarzy w dyskusjach, które Ash zamieścił.

Wkrótce firma komputerowa mówi Marcie, że stworzyła nową aplikację. Jest ona jeszcze niedoskonała, mają ją w wersji beta. Marta może zostać jednym z testerów. Marta po pewnym wahaniu się zgadza. Wkrótce do domu przychodzi paczka, a w niej Ash jak żywy. Odtworzony za pomocą śladów, które zostawił za życia.

Dowiedziałem się przed chwilą, że to już nie tylko film, ale rzeczywistość. Powstała aplikacja, którą stworzyli (jak wszystko inne) Rosjanie.

Cytat z pewnego blogu (źródłem jest załącznik).

“On November 28 2015, a 34-year-old man called Roman Mazurenko was hit by a speeding Jeep in central Moscow. He was rushed to the nearest hospital but died of his injuries. His best friend Eugenia Kuyda arrived just before he passed, just missing the chance to speak with him one last time.

She spent the next three months collecting text messages that Mazurenko’s friends had stored on their phones and handed them over to the engineers at her software company Luka. After some computer wizardry, involving algorithms and artificial intelligence, Kuyda’s engineers had developed an app that would let her speak to Mazurenko once again. It sounds like an eerie science fiction story and that’s because it originally was…”

Ostatnie zdanie oczywiście rozumiemy. Życie dogoniło serial. Mazurenko to Ash a Eugenia Kuyda to Marta z serialu Netflixa.

Ponieważ w necie nic nie ginie, więc może da się nas kiedyś wskrzesić. Postęp naukowy jest nieograniczony, a starożytni Grecy nie mogli sobie wyobrazić telefonu, telewizji czy komputera.

 

Ad 2) Tylko co to znaczy: nic w internecie nie ginie? Czy jest to dla was tylko hasło, czy coś z czym mieliście osobiste doświadczenia? Jest tu paru celebrytów, którzy napisali o jedno zdanie za dużo. Ja mam doświadczenie trochę inne. Moje doświadczenie jest takie.

W dzisiejszych czasach, żeby prowadzić blog trzeba być wybitnym intelektualistą, jak Jan Hartman czy Zbigniew Hołdys, subtelnym literatem jak Maria Nurowska, Manuela Gretkowska, poetą o dużej nośności lirycznej jak Jan Kapela. Kiedyś było inaczej.  Kiedyś wszyscy pisaliśmy blogi, jak ludzie dziewiętnastowieczni pamiętniki. A potem, gdzieś koło 2014 roku, nagle przestaliśmy, i przeszliśmy do FB.

Był taki moment, że zrobiłem się wściekły na fejsbukowe hejty i postanowiłem wrócić do blogowania. I co się okazało. Mój blog już NIE ISTNIEJE. Gdy anonimowi blogerzy przeszli do FB, agora zlikwidowała PROJEKT BLOG jako nierentowany. I skasowała wszystko.

Nie ma więc żadnej mowy, o tym, że nic w internecie nie ginie. Przyjdzie WŁAŚCICIEL INTERNETU i wszystko skasuje. Ot tak. Bo jego. Bo się już nie opłaca. Ja nigdy nie miałem ambicji literackich. Fotograficznych też nie mam. A mimo to trzymam sobie stare zdjęcia. Na pamiątkę.

Parę moich dawnych wpisów ocalało w kopii, więc zacząłem je tu wrzucać. Kiedyś gdy to robiłem, podszedł do mnie mój syn i zobaczył, że się martwię. I powiedział mi, że jest taka aplikacja, która się nazywa WAY BACK MACHINE, która pozwala odzyskać pliki w necie nawet, gdy zostały już skasowane. Zadziałało. Odzyskałem prawie wszystko. Długi wpis, który tu wrzuciłem w tym tygodniu, odzyskałem właśnie w ten sposób. Rękopisy nie płoną.

Kiedy słyszę hasło „Nic w sieci nie ginie”, to myślę właśnie o tej sytuacji. Wprawdzie całą naszą WŁAŚCICIEL INTERNETU MOŻE skasować od tak sobie. Ale to nie znaczy, że zrobi to skutecznie

Non omnis moriar.

https://i-d.vice.com/en_uk/article/nepbdg/black-mirror-artificial-intelligence-roman-mazurenko


 

 

No comments:

Post a Comment