Friday 2 April 2021

Medytacje na wielki piątek (świeckie raczej)

 

Z historii Jezusa może dla nas wszystkich płynąć optymistyczna, choć  niekanoniczna nauka. Westchnienie Jezusa na krzyżu („ Boże, boże, czemuś mnie opuścił) świadczy o tym, że umierał w poczuciu tego, że jego życie jego skończyło się niepowodzeniem.

Tymczasem okazał się potem założycielem jednej z głównych religii z miliardami zwolenników, czego na krzyżu nie mógł przewidzieć, no chyba że naprawdę był bogiem. Nigdy nie możemy wiedzieć, aż do samego końca, czy nasze życie okaże się sukcesem czy klęską. Może tego nawet nigdy nie będziemy wiedzieli do końca życia, tak jak Jezus tego nie wiedział. Dlatego uśmiechnijmy się i bądźmy pogodni. Z tą myślą zostawiam Was na święta.

Marco

[A kto chce czytać, niech czyta dalej]

„Boże, Boże, czemuś mnie opuścił”. Religia upada, ale w historyczność Jezusa, syna cieśli z Nazaretu, chcemy wierzyć. A jeżeli Jezus istniał, to raczej na pewno wypowiedział te słowa. Trudno sobie bowiem wyobrazić, by ewangeliści, którym tak zależało na podkreśleniu jego boskości, wymyślili to westchnienie, jak najbardziej świadczące o jego człowieczeństwie. Jest to zresztą jedno z kryteriów autentyczności wypowiedzi Jezusa – kryterium zgorszenia. Jeśli coś nie pasuje do z góry założonej koncepcji autora, to raczej na pewno autentyczne, bo inaczej trudno wyjaśnić obecność danego zdania w dokumencie. Tak samo z zaparciem się św. Piotra.

Kiedyś usłyszałem wypowiedź „Jezus umarł na krzyżu nie wiedząc, że był Synem Bożym”. Sheehan, amerykański biblioznawca (o którym mam niestety tylko wiedzę podkastową) twierdzi,  że Jezus nigdy nie głosił, że jest mesjaszem, Synem Bożym, swoje królestwo miał budować na ziemi, w sercach ludzkich, a nie w niebie. Nigdy też nie zmartwychwstał, choć umarł na krzyżu.

Taka była wiedza o Jezusie przekazywana przez pierwszych chrześcijan, nawet w listach św. Pawła, dopiero w ewangeliach Jezus staje się Chrystusem, ale ewangelie powstały kilkadziesiąt lat po jego śmierci.

Ponieważ zbliżają się urodziny Jezusa, pamiętajmy więc o nim, ale o takim, jakim był naprawę. Człowiekiem, który cierpiał na krzyżu, w przekonaniu, że jego życie się kończy, że jego idea nie zwyciężyła, i nie zwycięży, bo jej prorok właśnie ginie śmiercią, którą Żydzi uważali za bardzo hańbiącą. Któremu w chwili śmierci towarzyszyli tylko przestępcy, bo uczniowie uciekli. Cierpienie, przerażenie, poczucie bezsensu. Na pewno nie wiedział, że jego śmierć jest początkiem  powstawania religii chrześcijańskiej, wielu kościołów, a on sam stanie się równie sławny jak John Lennon, a może nawet bardziej.

Pamiętajmy o Jezusie-człowieku, tym bardziej że jednak nie możemy mieć do końca pewności, czy nie przyjdzie do nas po raz drugi.

No comments:

Post a Comment