Monday 24 August 2020

Tryptyk prawniczy

Praworządność (tryptyk prawniczy) W tym roku aaaggggora skasowała mój blog i nagle stałem się właścicielem kilkuset „rozprawek”, z którymi nie mam co robić. Bo część z nich miałem w kopii, a cześć odzyskałem za radą syna za pomocą aplikacji Way Back Machine. Określenie: „w internecie nic nie ginie” nie jest już dla mnie abstrakcyjne. Istotnie, w internecie rękopisy nie płoną, nawet gdy zostaną „spalone”, czyli skasowane. Zachowuje się bowiem i publicznie dostępne są przeszukania google’a. Trzy osobne wpisy połączyłem w jedną całość. Czytajcie z przymrużeniem oka. Ja się na tym nie znam. Bardziej ćwiczenie intelektualne, niż żarliwie wyznawane przekonania. 1. „Wiem dopóki nie pytasz”. Pewne pojęcia wydają się oczywiste. Ale jeśli trochę pogrzebać, to umyka z nich treść. Może wcześniej też jej nie było. Weźmy pojęcie praworządności. Co w nim może być kontrowersyjnego? Dlaczego mielibyśmy chcieć innego państwa niż praworządne, w którym wyroki sądu i decyzje urzędników nie zależą (wyłącznie) od czyjegoś widzimisię ani widziwamsie, ale podlegają ustawom. A jednak jest problem, o czym mogą się przekonać mieszkańcy praworządnego państwa, jeśli zawłaszczy je dyktator-szaleniec. Wykorzysta wówczas wyrobiony nawyk społeczeństwa do przestrzegania prawa, by zrealizować swoje zbrodnicze plany. Zacznie też modyfikować prawo a zasada praworządności (pod rządami niesprawiedliwego prawa) stanie się niebezpieczna. Krótko mówiąc: Hitler. Nawet zajrzenie do Wikipedii pokazuje, że teoretycy praworządności dostrzegają ten problem. W związku z nim powstała nie jedna, ale dwie koncepcje praworządności. Koncepcja praworządności formalnej (to w polskiej Wikipedii – w angielskojęzycznej nazywa się: praworządnością „cienką”) Według tej koncepcji, by być praworządnym, wystarczy przestrzegać prawa, jakie by ono nie było (ważna jest forma a nie treść). Wydaje mi się, że według tej teorii kat będzie zawsze zachowywał się praworządnie, choćby zamordował tysiące ludzi. Twarde prawo lecz prawo. Koncepcja praworządności materialnej (praworządności grubej). Według tej koncepcji, aby w ogóle można było mówić o praworządności, samo prawo musi być moralne. Tutaj kat będzie równie zbrodniczy (a w każdym razie niepraworządny) jak rząd, który ustanowił go katem. Przy tym podejściu do praworządności ważna jest również treść prawa. Pierwsza koncepcja jest do niczego. Ale i druga nie jest za dobra. Jeżeli za każdym razem, kiedy zastanawiamy się, czy przestrzegać jakiegoś przepisu, musimy się zastanowić, czy jest to przepis uczciwy, to może skróćmy sobie czas i postępujmy uczciwie, nie patrząc na to, co mówi na ten temat prawo. I na pewno w wielu przypadkach jest to słuszna droga. Ta koncepcja praworządności może doprowadzić nas do wniosku, że prawo jest zbędnym rusztowaniem i że lepiej skupić się na etyce, która powinna być źródłem każdego dobrego prawa. Trzeba jednak poczynić pewne zastrzeżenie. Nie wszystkie przepisy mają oczywisty wymiar etyczny – przepisy drogowe mają raczej wymiar porządkowy – lepiej tu nie filozofować, tylko uważać, by nas samochód nie przejechał. W ogóle w wielu sytuacjach warto zaufać prawu, zwłaszcza jeśli nie znamy się na rzeczy (jak na przykład w zawiłych kwestiach księgowych). Po co sobie komplikować życie? Prawo potrafi być mściwe. Chodzi mi o sytuacje, w których prawo bywa oczywiście niesprawiedliwe, albo choćby głupie. Jeżeli uznajemy koncepcję praworządności materialnej, to nie mamy gwarancji tego, że przestrzegając prawo postępujemy praworządnie. Nie wystarczy, że prawo ustanowił jakiś rząd, nawet demokratyczny, bo i rządy demokratyczne robią rzeczy niegodziwe. Tutaj wrażliwość anarchistyczna na pewno nie zaszkodzi. Skoro władza korumpuje, to pewno korumpuje również systemy prawne. Będą jeszcze dwa wpisy o filozofii prawa, taki tryptyk, jak wcześniej o filozofii wojska. Darujcie błędy, dopiero się uczę. 2. środa, 27 czerwca 2012 Umowa i rapier Hamleta (tryptyk prawniczy - cześć 2) Profesor Ewa Łętowska, przed laty rzecznik praw obywatelskich, opublikowała w „Gazecie Wyborczej” wywiad pt „Umowa i pięść”. Pokazuje w nim, w jaki sposób instrument prawny zwany umową przestaje być sposobem tworzenia wzajemnych zobowiązań przez równe podmioty, ale narzędziem zniewalania słabszego przez silniejszego: „Kiedyś umowa służyła wymianie dóbr i usług. Teraz zmienia się jej charakter: zaczyna rządzić. Będziemy jak te barany: pędzone może nie rzeź, ale pod spadającą pięść wolnego rynku” Uwagi profesor Łętowskiej, choć kontrowersyjne, są bardzo dobrze uzasadnione, ale ja mam spostrzeżenie dużo bardziej podstawowe. Większość umów jest podpisywana bez czytania. I tak musi być, bo niektóre są cholernie długie. Był nawet na ten temat specjalny program na BBC "To Read or Not to Read". Zwrócono w nim uwagę, że umowa dotycząca PayPala jest dłuższa niż Hamlet Szekspira. Redaktorzy programu wynajęli nawet szekspirowskiego aktora, który napuszonym, lekko archaizowanym głosem odczytywał co nudniejsze fragmenty. Moja propozycja jest taka, by sądy tak długie umowy po prostu ignorowały. Filozoficznym założeniem takiej postawy byłoby to, że umowy powinny być świadomie podpisywane (co wydaje mi się oczywiste). A trudno sobie wyobrazić, że ktoś o zdrowym umyśle może w ogóle się spodziewać, że konsument będzie czytał umowę długości sztuki, którą inscenizatorzy skracają w teatrze. Po prostu odkliknie umowę, by przejść do kolejnego kroku. Gdyby zsumować wszystkie umowy, które podpisujemy w życiu, to mogłoby się nawet okazać, że życia naszego by nie starczyło, by je przeczytać. Wtedy świadome podpisanie tych wszystkich umów byłoby nie tylko mało prawdopodobne, ale wręcz niemożliwe. A po cóż żądać rzeczy niemożliwych? Dlatego proponuję nową zasadę prawną. Zasadę domniemania, że każda umowa, która ma więcej niż cztery strony (powiedzmy 7200 znaków), nie została przeczytana i dlatego jest nieważna. Zmusi to firmy i prawników do większej zwięzłości. Dlatego tę zasadę proponuję akurat ja. Bo żaden prawnik takiej zasady nie zaproponuje. środa, 20 czerwca 2012, markiz.witkowski 3. Nie jestem od nich gorszy (cześć trzecia tryptyku prawnego) Trzeci mój wpis dotyczący kwestii prawnych to apel o ZAMKNIĘCIE więzienia na Rakowieckiej. Nie chodzi o to, że mam coś przeciwko więzieniom jako takim. Nie było jeszcze społeczeństwa bez więzień, Chodzi mi o to, że ilekroć jeżdżę na rowerze do pracy, to czytam na kamiennych pamiątkowych tablicach, jacy w tym więzieniu siedzieli (i ginęli w egzekucjach) patrioci. Chodzi mi przede wszystkich o rotmistrza Pileckiego, który celowo dostał się jako więzień do obozu w Oświęcimiu, żeby przekazać swojej podziemnej organizacji informacje na temat charakteru tego obozu, a potem z tego obozu uciekł w taki sposób, że nie zaszkodził innym więźniom (Niemcy stosowali odpowiedzialność zbiorową). Przesłuchiwany i rozstrzelany na Mokotowie (za działalność wywiadowczą) miał powiedzieć żonie Oświęcim to była igraszka. Albo generał Nil – bohater AK – który próbował sobie po wojnie jakoś życie pokojowo ułożyć – został tu rozstrzelany kilka tygodni przed śmiercią Stalina. Te tablice pamiątkowe wyrażają naszą cześć dla dawnych patriotów. Ale mogą też mieć skutek niepożądany. Podobno do więzienia idą wyłącznie ludzie, którzy uważają się za niewinnych. Dla nich tablice mogą mieć charakter demoralizujący. Każdy z nich może powiedzieć: idę do miejsca, w którym przebywali najwięksi polscy patrioci. Pewno nie jestem od nich gorszy. Tablic nie da się zdjąć. Bez nich zapomnimy o stalinowskich zbrodniach. Ale więzienie da się zamknąć. Jeszcze raz napiszę to, od czego zacząłem ten wątek dwa wpisy wcześniej. Praworządność jest podporą każdego dobrze funkcjonującego państwa. Ale jest też pojęciem bardzo niebezpiecznym, bo bywa, że różnych czasach za praworządne uchodzą rzeczy diametralnie przeciwne. A jakby te rzeczy trochę pobadać, to można by domniemywać, że nie tylko budynki więzień są te same, ale również istnieje ciągłość w obrębie służby więziennej, która musiała bardzo stopniowo przechodzić od totalitaryzmu do demokracji. Zresztą, po przemyśleniu sprawy, zdecydowałem się darować tej szacownej instytucji, o której Marek Hłasko napisał: „Tu jest Mokotów. Stąd się wychodzi kwiatki wąchać od dołu”. Tylko pamiętajmy, jak względne i zmienne historycznie są pojęcia prawa i praworządności. W szczególności, za niepraworządną uchodzi niekiedy walka z tyranią. środa, 04 lipca 2012, markiz.witkowski

No comments:

Post a Comment